Świt
Początek czy koniec, promienie bólu rozchodzą się po całym ciele. Nie krzyczysz, nie ma po co. Nie czujesz, jest to obojętne. Poranna kawa zabija metaliczny smak tabletek... Kolejny dzień. Kolejna próba. Zmęczenie.
Międzyczas
Pole bitwy z codziennością. Z życiem. Krok naprzód wydaje się nierealny. Nie ból definuje ale reakcja na niego. Nie przegrasz. To by było zbyt proste. Fiolka i koniec. Ale nie tym razem.
Intensywność
Antidotum, paradoksalnie wiąże się z jeszcze większym cierpieniem. Każdy ruch to skupienie, a ryzyko staje się częścią gry. Wolność, pasja przesłania strach, a adrenalina wypełnia każdą komórkę ciała, żyjesz. Ból, choć obecny, przegrywa.
Eksplozja
Udało się. W tej jednej chwili tkwi sens – determinacja. Spełnienie. Jak cisza po burzy. Euforia znika, pojawia się pustka,cel osiągnięty, a droga prowadzi teraz w dół. Jakże ulotna jest ta wygrana.
Ryzyko
Próbujesz ponownie. Błąd ma cenę, ale to ten smak. Pokora, skała nie wybacza, jedynym narzędziem jest ciało. Ryzykujesz, czuję, że istniejesz. W tle kryje się pytanie: czy warto? Sięgasz, nie udało się, spadasz, czy to już...? Nie tym razem.
Ćma
Wędrujesz daleko. Z kąta wypełza cień, garnie się do ciebie niczym ćma do światła. Ogrania cię mrok. Czekasz, aż obejmie całego, Toniesz. Nie ma już nic.