fògarrach
Dziewięć i pół roku temu, kiedy atmosfera była już bardzo nieświeża, a rozmawiać nie było już z kim, ani o czym, próbowałem pisać dla samego siebie. O głupotach, eskapizmie kulturowym, tłumactwie... Takie tam…
Pomysł wziął się z tego, że nie miałem ochoty na rozmowę, a zupełnie bezpodstawnie sądziłem, że twórczość ma byt samoistny, oderwany od odbiorcy. Dziś jestem zdania przeciwnego, czym bardzo irytuję niektórych studentów.
Wymyśliłem sobie wymyślny przydomek, a mianowicie fògarrach i byłem dobrej myśli.
Dobrej myśli starczyło mi na trzy miesiące (mniej więcej), a potem mi przeszło, jak ręką odjął. Przekonałem się, że pisanie dla samego siebie nie ma sensu. Zawsze pisze się dla kogoś innego.
Wspominam to doświadczenie z tej prostej przyczyny, że z nagła, dziś z wieczora, poczułem ochotę na napisanie o dwóch filmach, które łączy to, że ich bohaterami (w sensie ścisłym) byli płatni zabójcy.
Na szczęście przypomniałem sobie, że już próbowałem pisać dla samego siebie i mi przeszło. Jak ręką odjął.
Pora zamilknąć. Nie ma sensu czepianie się głupich, że są głupi, bo oni przecież o tym nie wiedzą.
Nikomu mojego pisania nie brakuje, a filmy chyba wolę oglądać, niż o nich pisać.
Więc ten, no…
Cześć i dzięki za ryby.
Jakoś tak.
PS Zabawne skądinąd, że ta pokraczna próba pisania dla samego siebie, o której wspomniałem, wciąż jest w sieci, podczas gdy moja bardzo obfita twórczość z kilku lat poprzednich jest już tylko wspomnieniem. Wbrew popularnemu powiedzeniu, są takie rzeczy, które giną w Internecie.
Bezpowrotnie.
PS 2 Konta na BS nie zamykam, bo chcę mieć dostep do tego niby bloga. Zestarzalem się i nie lubię juz, tak bardzo jak kiedyś, trzaskać drzwiami. A ponadto sam BS w niczym mi nie zawinił.