Konfrontacja mitów na temat samozatrudnienia z rzeczywistością.
Jak napisać uczciwy tekst o samozatrudnionych? Uczciwość wymaga, by przed jego stworzeniem zgłębić zagadnienie i zapoznać się bez uprzedzeń z różnymi punktami widzenia. Nie jest uczciwym malowanie jednostronnego portretu osoby samozatrudnionej jako cwaniaczka i oszusta podatkowego. Artykuł zatytułowany „POLSKA BYŁABY LEPSZA, GDYBY PRZEDSIĘBIORCY BYLI NIECO BARDZIEJ CIEMIĘŻENI” nie sprawia wrażenia uczciwego. Jest raczej próbą wywołania negatywnych emocji, wręcz niechęci do osób samozatrudnionych.
W poniższej polemice przedstawione zostały sprostowania licznych przekłamań na temat samozatrudnionych.
Czy problemami samozatrudnionych lewica powinna się zajmować?
Sprawy osób samozatrudnionych rzadko kiedy są tematem szerszej debaty. Jeśli mówimy o ostatnich miesiącach, to w debacie publicznej pojawia się (bynajmniej nie na pierwszym planie) temat tzw. testu przedsiębiorcy. Ma on dotyczyć wedle zamierzeń osób samozatrudnionych, głównie takich, którzy świadczą usługi na rzecz jednego podmiotu.
Czy problemami samozatrudnionych lewica powinna się zajmować? Zdecydowanie tak. Są to przecież ludzie pracy w nie mniejszym stopniu niż zatrudnieni w ramach umów o pracę. Swe zarobki uzyskują dzięki własnemu bezpośredniemu trudowi, a nie wysiłkiem innych.
Kim są samozatrudnieni? Nie ma jednego wspólnego portretu takich osób. Część to osoby wypchnięte przez pracodawców (lub niedoszłych pracodawców). Część to osoby, które samozatrudnienie same wybrały.
Czy osoby o poglądach liberalnych powinny zajmować się prawami osób samozatrudnionych?
Zdecydowanie tak. Samozatrudnienie to najbardziej podstawowa forma wolności gospodarczej. Jej ograniczenie oznaczałoby powiększenie bariery wejścia w strefę aktywności gospodarczej. Nie każdy wszak jest w stanie wysupłać sto tysięcy złotych na to, by założyć spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Nie każdy ma odpowiedniego wspólnika. A przecież jednoosobowe firmy w istotny sposób uczestniczą w życiu gospodarczym kraju.
Czy samozatrudnieni to bogacze?
Jak stwierdziłem wyżej, samozatrudnieni nie uzyskują dochodu z cudzej pracy. Na najbogatszych pracują całe rzesze ludzi. Właściciele środków produkcji dysponują nimi w ten sposób, by zainwestowane pieniądze utrzymywać i pomnażać. Bogaci ludzie pracować mogą i często to robią, ale mogą też pozwolić sobie na dłuższą rezygnację z osobistego zaangażowania. Ich pomnażanie kapitału dzieje się na wielką skalę i obecnie skala ta wymaga wciąż jeszcze pracy człowieka. Miejsce samozatrudnionego w tym obrazie świata jest dokładnie tam, gdzie miejsce osoby zatrudnionej na umowie o pracę, czyli u dołu.
Ludzie wypchnięci wbrew własnej woli w samozatrudnienie zdecydowanie nie należą do najbogatszych. Ich pozycja na rynku pracy jest słaba. Pogorszenie ich sytuacji prawnej przez liczniejsze kontrole skarbowe, wyższe stawki opodatkowania i składek na ZUS nie pomoże im.
Ludzie podejmujący się jednoosobowej działalności gospodarczej z wyboru są w lepszej sytuacji. Za sprawą koniunktury ich pozycja rynkowa jest mocniejsza. Często są to ludzie z branży IT, choć nie tylko. Ich wiedza i talent ma przełożenie na produkty ich pracy, które obecnie są w cenie. Nie są bogaczami, ale można ich zaliczyć umownie do klasy średniej. Wciąż nie są to jeszcze bogacze.
Kim są bogacze? Odpowiedź na to pytanie może być zaskakująca. To wcale nie ci, którzy płacą wysokie podatki dochodowe. Użycie podatku dochodowego jako kryterium bogactwa w sytuacji, gdy jest się świadomym ukrywania dochodów, obchodzenia prawa, generowania kosztów jest albo niezbyt mądre, albo niezbyt uczciwe (nie wiadomo co gorsze). Najbogatsi ludzie nie płacą najwyższych podatków. To trzeba zmienić, a nie zbywać milczeniem.
Dlaczego samozatrudnieni są inaczej opodatkowani?
Sednem przekazu przedmiotowego tekstu była teza jakoby odmienne opodatkowanie osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą było niesprawiedliwe. Czy tak jest w istocie?
Porównajmy sytuację dwóch osób. Pierwsza osoba to informatyk Adam (dla ułatwienia określany dalej jako osoba A) prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą i wystawiająca co miesiąc fakturę, a także odprowadzający stałą minimalną składkę z tytułu ubezpieczeń społecznych. Druga osoba o imieniu Barbara (dla krótkości określana dalej jako osoba B) wykonuje taką samą pracę, lecz w formie umowy o pracę. Dla prostoty rozważań przyjmijmy, że w sensie brutto osoby A i B zarabiają tyle samo. Praca osób A i B jest inaczej opodatkowana i inaczej obciążona składkami, choć ich trud jest jednakowy. Zarobki netto osoby A są wyższe niż osoby B.
Czy ta sytuacja jest sprawiedliwa? W pierwszej chwili każdy ma ochotę odpowiedzieć przecząco i domagać się wyrównania tej niesprawiedliwości. Wszak za równą pracę należy się równe wynagrodzenie. Czy wszystko uwzględniliśmy? Zdecydowanie nie. Stosunek pracy osoby B wiąże się z innymi prawami niż umowa, jaką zawiera osoba A. Osoba A może utracić źródło zarobkowania z dnia na dzień. Osoba B jest chroniona okresem wypowiedzenia. Sytuacja osoby A jest również odmienna w zakresie prawa do urlopu (w tym urlopu macierzyńskiego lub ojcowskiego, urlopu na opiekę na zdrowym dzieckiem, urlopów okolicznościowych itp.), a nawet w zakresie innych kwestii objętych przepisami BHP. Przykładowo stanowisko pracy biurowej na etacie (B) musi mieć zapewniony dostęp światła słonecznego. Osobę A można posadzić przy biurku w piwnicy (miejsca takie są żartobliwie nazywane pieczarkarniami) i wszystko pod względem prawnym jest w porządku. O zdrowie osoby B pracodawca musi zadbać, organizując jej badania wstępne. Osoba A musi sama zastanowić się nad możliwością wystąpienia u siebie chorób zawodowych. Osoba A w razie wypadku zostaje bez środków do życia. Osoba B w razie wypadku może liczyć przynajmniej na świadczenia z ZUS. Jeśli wypadek osobom A i B przydarzył się w pracy lub w drodze do pracy, to przepaść jest jeszcze większa. Osoba B odpowiada za szkody wynikłe z jej błędów do wysokości trzykrotności miesięcznej pensji. Osoba A może być hipotetycznie pociągnięta do odpowiedzialności w nieograniczonym zakresie. Nadgodziny osoby A nie są dodatkowo płatne, podczas gdy osoba B za nadgodziny uzyskuje dodatek 50% a za pracę w niedzielę lub święta 100%. We wszystkich tych kwestiach sytuacja osoby A jest znacząco gorsza od sytuacji osoby B.
Można powyższe stwierdzenie podsumować krótkim „coś za coś”. Osoba A ma gorszą sytuację prawną, a także ponosi większe ryzyko i za to uzyskuje premię w postaci niższych podatków. Albo ujmując tę samą kwestię z punktu widzenia drugiej strony: osoba B uzyskuje ochronę od państwa w licznych kwestiach i za tę ochronę płaci wyższe podatki.
Dlaczego samozatrudnieni płacą inne składki na ZUS?
Może nam się nie podobać sposób obliczania minimalnych składek. Warto jednak znać ratio legis takiego ich ukształtowania. Przedsiębiorca na dzień dobry może nie mieć dochodu. Jego dochód może się zmieniać. Może być tak, że przez jedenaście miesięcy w roku nie będzie mieć żadnego dochodu a w jednym mieć duży. Co ze składkami zdrowotnymi za te gorsze miesiące? Czy przedsiębiorca ten powinien być traktowany jako ubezpieczony? Jak długo można by było na to pozwalać? A może mamy różnicować świadczenia zdrowotne od tego, jaki miesiąc miał przedsiębiorca?
Stawiając te pytania, widzimy, że gdyby nie wymyślono pewnego ryczałtowego minimum i narzucili składki powiązane z dochodem, to, albo mielibyśmy rzeszę przedsiębiorców z zerowym dochodem, prawem do ubezpieczenia i system świadczeń zdrowotnych bez pieniędzy, albo mielibyśmy ludzi, którzy przez specyfikę rynku, na jakim działają, byliby pozbawieni świadczeń zdrowotnych. Ani jedno, ani drugie nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością społeczną.
Ryczałtowa kwota minimalna jest rozwiązaniem niedoskonałym, ale ma prostą zaletę. Rozpoczynając indywidualną działalność gospodarczą, wie się, na jakie koszta musi być przygotowany. Nie jest to koszt wygórowany, ale pamiętamy, że jest to kwota minimalna. Można płacić więcej. Po co? Na przykład ze względu na część społeczną składek, czyli po prostu po to, by mieć wyższą emeryturę.
Jaka jest różnica między podatkami a składkami na ubezpieczenia społeczne?
Częstym błędem jest sumowanie wszystkich danin publicznych bez zwrócenia uwagi na to, czy są podatkami, czy składkami. Podatek trafia do budżetu, którym państwo może swobodnie dysponować. Składka na konto przypisane do płatnika i może być spożytkowana wyłącznie na świadczenie ubezpieczeniowe. W przypadku emerytur świadczenie to jest zależne od wysokości odprowadzonych składek, a więc czym więcej podatnik odprowadzi składek, tym więcej pieniędzy będzie otrzymywać w postaci emerytury.
Czy rzeczywiście można nie obawiać się kontroli skarbowej?
Z kontrolą skarbową jest jak z wypadkami samochodowymi. Wiadomo, że się zdarzają. Wiadomo, że skutki są dotkliwe. Są jednak na tyle rzadkie, by wychodząc z domu nie zakładać, że nam się przydarzą. Jednocześnie są na tyle częste i poważne w skutkach, by liczyć się z nimi i podejmować środki ostrożności by nam się nie przytrafiły.
Krajowa Administracja Skarbowa posiada szereg uprawnień mogących sparaliżować działanie i doprowadzić do upadku nawet dużych firm dysponujących wsparciem prawnym. Pojedyncze osoby w starciu z fiskusem są pozbawione jakichkolwiek szans.
Dotychczas wątpliwości co do interpretacji przepisów podatkowych dawało się w wiążący sposób rozwiać za pomocą indywidualnych interpretacji podatkowych. Obecna sytuacja prawna jest taka, że nie dają już one gwarancji, że ten sam przepis raz zinterpretowany nie będzie zinterpretowany inaczej. W ten sposób obywatel może w dobrej wierze prowadzić swoją działalność, a następnie być potraktowany jak przestępca skarbowy. Może w ten sposób utracić cały swój majątek. Jeszcze raz warto podkreślić, że nie mówimy tylko o klasie średniej. Przestępstwa skarbowego w sposób nieumyślny może dopuścić się każdy.
Czy samozatrudnieni są nieproduktywni?
To czy ktoś jest produktywny, czy nie, zależy od tego, na jakim polu i w jaki sposób oceniamy jego aktywność. W cytowanym tekście zasugerowano, jakoby produktywność samozatrudnionych była niska. Dowodem na to miał być udział samozatrudnionych w eksporcie na poziomie 5% (czyli zdaniem autora niski).
Czy rzeczywiście oczekiwaniem wobec osób samozatrudnionych jest, by trudniły się one handlem zagranicznym? Wydaje się to co najmniej wątpliwe.
Cała teza o małej wydajności pracy samozatrudnionych również nie ma żadnych podstaw. Czy rzeczywiście pracodawcom wypychającym pracowników w samozatrudnienie zależy na spadku wydajności? Wątpliwe. Często jest to element dodatkowego straszaka wobec słabszych na rynku pracy „Rób, co każemy, rezygnuj ze swoich praw, bo inaczej szybciej się pożegnamy i zostaniesz z niczym”.
Jak to jest z zakupami na firmę? Czy można mieć BMW za darmo?
Częstym błędem w myśleniu o samozatrudnionych jest przekonanie, że państwo pozwala im wszystko wrzucać w koszta. Jest to nieprawdą. Kosztem może być tylko to, co służy wykonywaniu działalności i tylko w takim stopniu. Konsumpcja prywatna nie może być zaliczona do kosztów. Czyn taki jest przestępstwem skarbowym surowo karanym.
Zdanie na temat BMW, zawarte w artykule, zawiera pewien haczyk. Przyjrzyjmy się mu uważniej: „Oczywiście najbardziej popularnym kosztem jest paliwo oraz nabycie samochodu. W ten sposób można zostać posiadaczem nowiutkiego BMW, nie tylko nie wydając nawet złotówki ze swych dochodów […]”
Wydźwięk propagandowy tego zdania jest jasny: przedsiębiorcy mają samochody za darmo. Nie widzimy tych BMW u personelu pokładowego linii lotniczych ani u pielęgniarek, ani u jednoosobowych firm sprzątających. A przecież za okazyjne zero złotych chyba żal byłoby nie skorzystać. Prawda? Haczyk tkwi jednak w tym, że dochód to przychód minus koszty. Jeśli coś jest kosztem, to z definicji nie może wliczać się w dochód. Nie ma więc samochodów za darmo. Samochód firmowy kosztuje i jego zakup odbywa się kosztem pieniędzy wypracowanych przez przedsiębiorcę.
Nie jest to jednak jeszcze wszystko na temat zakupów na firmę. Warto bowiem wiedzieć, że choć jednoosobowy przedsiębiorca może zakupić np. laptopa na firmę pozornie bez VAT (precyzyjniej odliczy odprowadzony VAT lub zostanie mu on zwrócony, jeśli nie ma od czego odliczyć). To jednak gdy zdecyduje się on przenieść ten sprzęt do mienia prywatnego, będzie musiał ten VAT zapłacić (z odpowiednim uwzględnieniem zużycia).
Dlaczego bogatsi wybierają podatek liniowy?
Ustawodawca przewidział co najmniej dwa główne sposoby rozliczania się dla osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Jest to podatek liniowy i skala podatkowa. Skala jest stworzona tak, że poniżej progu opłacany jest podatek niższy od liniowego a powyżej wyższy. Stawka podatku liniowego wynosi zawsze 19%, niezależnie od dochodów przedsiębiorcy. W przypadku skali podatkowej mamy 18% lub 32% po przekroczeniu 85 528 zł.
Z takiej konstrukcji wynika, że nie może dziwić to, że najlepiej zarabiający wybierają podatek liniowy, a nie skalę podatkową. Ludzie, którzy nie przekraczają progu, wybierają skalę, bo jest to dla nich korzystniejsze o nawet 8552 zł rocznie. Czy jest w tym coś nagannego? Ludzie, którzy przekraczają ten próg, robią to samo, czyli wybierają korzystniejszą dla siebie formę opodatkowania. A czy w tym jest coś nagannego? Jeśli w wyborze korzystniejszej stawki przez osoby mniej zarabiające nie widzimy nic złego, to taki sam czyn osoby lepiej zarabiającej powinniśmy oceniać tak samo.
Zauważmy, że gdyby próg był niższy, to jeszcze więcej osób wybierałoby podatek liniowy, a gdyby był wyższy, to byłby wyborem jeszcze bogatszych. A czy powinien się zmieniać? Próg 85 528 został wprowadzony w 2007 roku. Od tego czasu zarobki Polek i Polaków systematycznie rosną i coraz większa grupa wkracza w obszar wyższych podatków. Za sprawą wzrostu płac płacą wyższe podatki, choć ustawodawca nie dokonuje zmian w zakresie stawek.
W czasach gdy próg powstawał, niemal wyłącznie przekraczała go kadra kierownicza. Dziś po dwunastu latach jest inaczej. Progi podatkowe powinny być waloryzowane z uwzględnieniem stopy inflacji. Żadnej władzy nie jest to jednak nigdy na rękę, bo podniesienie progu podatkowego oznacza zmniejszenie wpływów budżetowych.
Czy w Polsce mamy degresywne podatki?
Nie. Zarówno podatek liniowy, jak i progresywny jako funkcja dochodów (zarówno w przypadku skali podatkowej, jak i podatku liniowego) to funkcja rosnąca. Zasady matematyki są niezmienne.
Wracamy tu do wcześniej poruszonej kwestii. Oprócz podatków w ramach danin publicznych obywatel opłaca składki na różne ubezpieczenia. Wiemy już, że ubezpieczenie nie jest podatkiem a podatek ubezpieczeniem. Musimy więc potraktować te daniny publiczne osobno.
Czy ubezpieczenia powinny być objęte progresją? Zależy jakie i jaki jest model wypłaty świadczeń. Przecież choroba osoby lepiej zarabiającej nie kosztuje więcej. Można wręcz zwrócić uwagę na to, że osoby bogatsze łatwiej mogą zadbać o profilaktykę, rzadziej chorują, więc stanowią mniejsze obciążenie dla systemu publicznej opieki zdrowotnej. Korzystanie z prywatnej opieki medycznej również zmniejsza te obciążenia. Tworzenie możliwości wyjścia z systemu publicznej opieki zdrowotnej postulowane czasem w kręgach neoliberalnej prawicy nie byłoby jednak dobre.
Jeśli system ma nie tworzyć fikcji (jakoby bogaci chorowali drożej), to składka zdrowotna powinna być równa dla wszystkich. Prócz tego system powinien być uzupełniony o wsparcie budżetowe za tych, których na opłacenie tej równej składki nie stać. Państwo ma przecież prawo dysponować środkami budżetowymi w ten sposób.
Progresja w zakresie składek emerytalnych to odrębna kwestia. Zwróćmy przy tym uwagę, że wprowadzając górny limit składek, ustawodawca zabezpieczał się przed czymś. Chodziło o to, że za dużymi składkami emerytalnymi stoją zobowiązania państwa do wypłaty wysokich emerytur. Państwo w rolę ubezpieczyciela nie wchodzi wcale z ochotą.
W przypadku samozatrudnionych pozostawiono im swobodę, określając jednak ryczałtowe minimum. To wcale nie jest złe rozwiązanie. Przedsiębiorca może sam sobie stworzyć progresję i skorzystać z wyższych emerytur albo odciążyć państwo z roli swego ubezpieczyciela. Może przy tym skorzystać z prywatnego sektora ubezpieczeniowego lub pozostać przy minimalnej emeryturze.
Jakie powinny być podatki w Polsce?
To fundamentalny temat sporu gospodarczego między zwolennikami liberalizmu gospodarczego a socjalistami. Możliwości ewolucji systemu podatkowego jest wiele. Można dążyć do minimalizacji podatku dochodowego na rzecz wpływów z VAT. Można dążyć do ostrej progresji i dywagować nad rozmaitymi wariantami progów podatkowych. Można do systemu podatkowego przenieść ubezpieczenia społeczne i stworzyć emeryturę obywatelską.
W każdej jednak sytuacji trzeba wziąć pod uwagę wiele punktów widzenia. W powyższym tekście starałem się przybliżyć to, co mogło umknąć w oglądzie systemu widzianym z perspektywy etatu. Obiektywnie gorszej sytuacji prawnej samozatrudnionych zdecydowanie nie należy pomijać w uczciwej debacie publicznej. Takich punktów widzenia jest jednak więcej. Są przecież rolnicy ze swoją specyfiką i rytmem uzyskiwania przychodów. Są twórcy. Są przedstawiciele wolnych zawodów. Spłycenie tego wszystkiego i sprowadzenie wszystkiego do porównania kilku słupków na wykresie nie jest dobrą drogą. Polska nie ma „ciemiężyć” nikogo, tylko być demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.